piątek, 24 maja 2013

urodziny (oraz [!!!])

jak na wspólniczkę alicji w skakaniu po wonderlandzie przystało, wolę świętować codzienne unbirthday niż urodziny. ale jeśli już urodziny się przytrafiają, to melancholijnych zadumań nad przemijaniem i mu podobnymi lubię dokonywać w raczej miłych miejscach.

naprawdę nie wiem, jak to się stało, ale dwa lata temu w okołourodzinowym czasie wylądowałam w wiedniu. kto był, ten wie, jakie tam niesamowitości i piękno w powietrzu. był upał i przystrzyżone trawniki, pałace, mozart, kwiaty i wieczorowe sukienki w pozłacanym konzerthausie. cała jaskrawość.
w zeszłym roku – równie przypadkowo – urodziny zastały mnie na 13 piętrze kopenhaskiego hotelu, z widokiem na ciemne chmury nad atrakcjami tivoli. szarości i granaty, kolorystyka bardzo skandynawska, wiatr od morza, przydomowe smoki i sprezentowane mi płyty sigur ros, namiętnie potem przesłuchiwane podczas mknięcia przez szwecję. it's just like in movies, nie wymyśliłabym tego sama.

w tym roku jednak postanowiłam wziąć los we własne ręce i szaleńczą, bardzo spontaniczną decyzją właśnie zarezerwowaliśmy dwa bilety lotnicze do londynu. i zgadnijcie, dlaczego akurat tam ;>

i tak w ogóle, to bardzo nie lubię tego sformułowania, ale muszę, tym razem muszę: cytując prasłowian – Ъam się.

3 komentarze:

  1. Ładnie to tak uciekać w dniu urodzin? :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdrość. Też bym chętnie uciekła. Bawcie się tam grzecznie :]

    OdpowiedzUsuń