sobota, 5 listopada 2016

zachmurzenie umiarkowane

jesienią życie w parkach nieco usypia, po zachwycaniu się wrzosami pozostaje tylko grabienie liści i układanie ich w zgrabne kopczyki dla jeży. dlatego etatowe kalosze odstawiłam do szafy i zaczęłam babrać się w innej, jakże bliskiej mi dziedzinie. pogodzie.
pochylam się nad magicznymi tabelkami i wykresami i próbuję wywróżyć temperaturę, wiatr, szadź i szron. oprócz mnie robią to też inni, a od większości płynie cicha modlitwa niech tylko nie spadnie śnieg. kolega przyznał mi się po cichu, że czasem ma wrażenie, że to my kontrolujemy pogodę w tym mieście. i wcale bym się nie zdziwiła, codzienny głos tylu wyznawców nie może pozostać bez śladu.

oczywiście pogoda to tylko ułamek tego, z czym codziennie mam do czynienia. dziwności i ciągłe wyskakiwanie daleko poza swoje ograniczenia. introwertykiem i socjopatą mogę sobie być najwyżej w nocy, choć jeśli rzeczywiście spadnie śnieg (majaczy w okolicach środy), to nawet i nie to. coś czuję, że tegoroczny sen zimowy muszę sobie darować.