piątek, 15 maja 2015

świat piękny i różny

podobno naukowcy udowodnili, że bycie meteopatą ma dużo wspólnego z byciem psychopatą, a mianowicie - że większość tej usterki jest powodowana przez mózg li tylko. mój umysł musi zatem mieć wielką moc sprawczą, ponieważ bezradni lekarze od brzucha usiłowali mi wmówić, że noce bezsenne z bólu też tylko sobie wymyślam (może zacznę myśleć o wygranej w totolotka..?)

...ponieważ, mili państwo, nie jestem meteopatą. jestem jedną wielką meteopatologią. gdy ciśnienie leci w dół na łeb, mój łeb leci na stół, biurko czy co tam akurat mam pod twarzą. pielęgniarka mierząca mi ciśnienie mówi, że powinnam pełzać a nie chodzić (może to jest jakaś myśl?), lekarz ze zdumieniem patrzy na wyniki pomiarów i stwierdza, że zadziwiająco dobrze się trzymam, jak na coś takiego.
gdy zbliżają się chłody i deszcze, moje stawy wysyłają alarmujące ostrzeżenia o grożącej nam klęsce żywiołowej w postaci monsunów i zlodowaceń, a jednocześnie drwiąco przypominają, że gdyby kózka nie skakała przez te siedem lat, to może by nie miała teraz problemów z przejściem z pokoju do kuchni (a co za tym idzie, nie była zagrożona wizją śmierci głodowej w porze obiadowej).
dodatkowo zupełnie obezwładniają mnie upały. i mrozy.
i czasem jeszcze słowa, dziś na przykład pan cogito dla kobiecych pism po raz kolejny zmienił mnie w małą kupkę resztek-po-lenku (choć to przecież wcale nie moje pierwsze samotne dni w domu nad jeziorem ani nawet nie jesień).