wtorek, 6 stycznia 2015

książki.

zaniechałam pisania strawowo-książkowego i źle mi z tym.

zaniechałam z jednej strony ze względu na dzieć, która jest bardzo absorbująca, bardzo energiczna, z ogromnymi potrzebami wszystkiego i w ogóle. czasem łapię się na tym, że osobom niezbyt lubianym życzę w myślach takiego dzikiego egzemplarza potomstwa... ale mniejsza z tym, przynajmniej doświadczenie macierzyńskie tak łatwo mi się w głowie nie zatrze, a przy okazji jeszcze bardziej wyćwiczam moją siłę woli i cierpliwość, co - wiadome tym, co znają len osobiście - zrobi ze mnie coś na kształt mistrzyni zen. serio serio, choć oczywiście jest to miś na miarę naszych możliwości :>

zaniechałam też spisywania, ponieważ po kilku podejściach do tematyki dość trudnej i ponurej, po totalnym rozgrzebaniu gogola w czasach google'a, sońki i kilku innych stwierdziłam, że dość tego, że po codziennych (i conocnych) maratonach nie będę się jeszcze dodatkowo męczyć lekturą w nikłych chwilach spokoju. i wróciłam do starych czytadeł, do których nie wiadomo, czy się w ogóle przyznawać...

niemniej - przez te ponure miesiące zimowe oprócz 
no logo naomi klein oraz
rzeczy ulotnych neila gaimana (studium w szmaragdzie !!!!111)

przeczytałam sobie do tej pory całą serię o ani z zielonego wzgórza (11 części...) oraz dwa tomy o harrym potterze (i będę czytać dalej, bo taką mam - co kilka lat odnawialną - chęć w okolicy bożego narodzenia). 
a aktualnie czytamy na wyścigi z m. (on papierowo, ja na kind-le) cykl o prokuratorze szackim miłoszewskiego, za nami uwikłanie, dziś pewnie skończymy ziarno prawdy, przed nami gniew.

i tyle. jak skończę z prokuratorem (i nazbyt często pojawiającymi się aluzjami do jarosława klejnockiego, ha ha.), to będę kontynuować z harrym. a jak skończę i z nim, to dopiero się będę zastanawiać nad czytaniem dalszym. o.