tag:blogger.com,1999:blog-29210940944977885992024-03-13T19:58:40.005+01:00lento.muszę pisać, bo głupieję.le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.comBlogger85125tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-9263877474143716322017-09-11T09:03:00.000+02:002017-09-11T09:03:01.324+02:00kronika ptaka nakręcacza<div style="text-align: justify;">
spalone lato zaistniało tej jednej nocy, gdy wielogodzinny spacer wąskimi uliczkami, gdy spotykamy koty, karłów i czarodzieja, aż w końcu miękko lądujemy na leżakach w parku, a wino i cydr kolorują nocne niebo w barwy wyblakłych pocztówek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
a potem te samotne dni i noce, gdy obijam się o ściany mieszkania, a w głowie obija mi się gorączka. aż w końcu śnią mi się łzy i pot, tak samo słone. i jak zawsze nie próbuję rozumieć, tylko biorę na siebie tyle myśli, ile jestem w stanie unieść. i idę dalej. a po obudzeniu długo próbuję zachować w pamięci cały dotyk, który ten sen włożył w moją otwartą dłoń i czuję się bardzo nie tu i bardzo nie teraz.
</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-40068000660936326612017-07-20T14:41:00.000+02:002017-07-20T14:41:51.179+02:00dwie pory<div style="text-align: justify;">
a wiosna tego roku była bardzo dziwna. na niebie i ziemi oraz w przestrzeni wirtualnej ukazywały się znaki, które przekręcały mnie wielokrotnie ze strony prawej na lewą i z lewej na prawą. powietrze gęstniało od magii, niektóre gesty pozostawiały za sobą iskrzący ślad, inne - gęsią skórkę przez wiele godzin potem. słowa znów nabierały znaczeń i smaków, których nie miały już dawno, zapachy jak nigdy uderzały do głowy i - jak ostatnio próbowałam opisać ten czas - kilka (w większości legalnych) katalizatorów uruchomiło procesy, których przebieg kazał coraz szerzej (coraz <i>szczerzej</i>) otwierać oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
wiosna minęła w tej nieprzytomności zupełnej, z impetem wpadła w letnią toń z nocnych łez i półuśmiechów pozbieranych z całkowicie roztrzaskanych odłamków. wynurzyłam się po tym skoku i teraz starannie wygładzam drobne zmarszczki na wodzie, myślach i prześcieradle, chociaż to nie są jedyne, z których obrazem w myślach usypiam co drugi, trzeci dzień.</div>
<div style="text-align: justify;">
zanim nastanie sierpień, ułożymy się w tej wciąż nowej rzeczywistości, a po tylu miesiącach wrażenie pierwszego szoku i wszystkiego, co się wydarzyło lub mogło, spadnie nam nawet już z opuszek palców i końcówek włosów.</div>
<div style="text-align: justify;">
a w tych najkrótszych momentach, gdy tęczówki w zupełnie niedającym się określić kolorze, tak bardzo chcę, żeby już więcej nie działo się nic i nie stało się nic aż do końca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-42018420307315872262017-03-17T17:57:00.000+01:002017-03-17T17:57:06.274+01:00marzec<div style="text-align: justify;">
raz na jakiś czas trafia się takie przedwiośnie. niezbyt często, teraz już trudno mi umieścić w czasie to ostatnie podobne.<br />przedwiośnia, kiedy chodzę z rękami w kieszeniach i głową w okolicach chmur. gdy powietrze się kłębi i szumi w odcieniach grafitu, a czasem ma szklisty połysk na wysokich tonach. i bywa, że trudno jest oddychać, spacer po mieście jest wspinaniem się na stromą górę. gdy wolę milczeć zamiast mówić. gdy codziennie budzę się o trzeciej albo czwartej w nocy i już nie śpię, żeby o świcie chwiejną ręką wsypywać herbatę do kubka, patrzeć na mgliste światło i siłą woli uspokajać krew w żyłach. i jeszcze śpiewam piosenki w tramwajach. o piątej rano.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />i bardzo wiem, dlaczego tak jest. i bardzo powoli sobie to przepracowuję, po kolei, każdą komórką ciała. to długie i trudne, ale wiem, co robić. co prawda organizm zachowuje mi się, jakby to wszystko działo się pierwszy raz i lekko histerycznie funduje mi dziwne niespodzianki, co czasem dają w głowę obuchem. śmieję się, sama z siebie. oby do lata i dalej.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-34850972480916963152017-02-24T18:17:00.000+01:002017-02-24T18:17:03.123+01:00dzienność<div style="text-align: justify;">
pamięć to jest jednak dziwne zwierzę. dzisiaj zupełnie nagle uderzyła mnie tymi dniami zawieszonymi gdzieś pomiędzy przedwiośniem a gorączką, bardzo dawno temu. szkolna sala miała wysokie okna, widok z nich na szarorude dachy, mokry beton podwórka i zupełnie białe niebo. pachniało kurzem, pastą do podłóg i wnętrzem fortepianu, a we mnie toczyła się wewnętrzna walka, czy włączyć drgające na niebiesko świetlówki, czy może zwinąć się w kłębek na podłodze i iść dalej spać. gdy patrzę na to z perspektywy kilkunastu lat, to to był tak bardzo dziwny czas, gdy nawet wysokość słońca na niebie miała znaczenie. a jednocześnie wcale nie był dziwniejszy od innych czasów, które cierpliwie nawlekam na sznurek.</div>
<div style="text-align: justify;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
tymczasem w piątek po południu zaczął padać śnieg. zatem, przy wyjściu z pracy, właśnie do niej wróciłam. niemniej - o tym, że zjawi się o 16, wiedziałam od wczoraj, a wcześniej dyskutowaliśmy o tym już od dwóch dni. co z tego, skoro spośród pogodowych pogan nikt mi nie wierzył.</div>
<div style="text-align: justify;">
gdy w powietrzu pojawiły się pierwsze płatki, przez chwilę poczułam się przynajmniej jak noe.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-67574852502437798332016-12-28T14:18:00.000+01:002016-12-28T14:18:43.793+01:00zima na ramiona moje spadła<div style="text-align: justify;">
...a ja jeszcze nigdy takiej zimy nie miałam. żadnych szans na sen, ciasteczka pogryzane w biegu i ukradkiem, nieprzytomne poranki i zbyt wczesne noce. kalejdoskop telefonów, liter, zdjęć i głosów, spraw do zapamiętania, przygryzania palców i ratowania sytuacji. duża odpowiedzialność, coraz mniejsza poczytalność, dyskalkulia, rozsypane szkiełka i piasek pod powiekami. wieczór w klubie, gdy nie wiadomo, czy raczej zamykać oczy, czy jeszcze szerzej je otwierać. na każdym kroku iluminacje, te świąteczne i te mniej, mokre jezdnie stają się powodem do radości i niepokoju, a gdy odbijają się w nich neony, czuję w głowie znów te głupie siedemnaście lat. wsiąkam w miasto, wiatr zwiewa mi czapkę i chociaż wiem, że jeszcze długo zimno, zło i mrok, to czasem już oddycham wiosną.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-7898143486788087812016-11-05T14:31:00.000+01:002017-04-18T17:25:49.338+02:00zachmurzenie umiarkowane<div style="text-align: justify;">
jesienią życie w parkach nieco usypia, po zachwycaniu się wrzosami pozostaje tylko grabienie liści i układanie ich w zgrabne kopczyki dla jeży. dlatego etatowe kalosze odstawiłam do szafy i zaczęłam babrać się w innej, jakże bliskiej mi dziedzinie. pogodzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
pochylam się nad magicznymi tabelkami i wykresami i próbuję wywróżyć temperaturę, wiatr, szadź i szron. oprócz mnie robią to też inni, a od większości płynie cicha modlitwa <i>niech tylko nie spadnie śnieg. </i>kolega przyznał mi się po cichu, że czasem ma wrażenie, że to my kontrolujemy pogodę w tym mieście. i wcale bym się nie zdziwiła, codzienny głos tylu wyznawców nie może pozostać bez śladu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
oczywiście pogoda to tylko ułamek tego, z czym codziennie mam do czynienia. dziwności i ciągłe wyskakiwanie daleko poza swoje ograniczenia. introwertykiem i socjopatą mogę sobie być najwyżej w nocy, choć jeśli rzeczywiście spadnie śnieg (majaczy w okolicach środy), to nawet i nie to. coś czuję, że tegoroczny sen zimowy muszę sobie darować.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-37199427057569769642016-10-13T21:18:00.001+02:002016-10-13T21:18:10.001+02:00półrocznicowo<div style="text-align: justify;">
gdy pół roku temu rzucałam się do tej pracy głową w dół, nawet przez myśl mi nie przeszło, że:</div>
<div style="text-align: justify;">
zostanę dozorcą parku, będę brodzić po kostki w błocie i po grzywkę w tulipanach, będę wiedziała, jak robi się rezonans drzewom, zaliczę przejażdżkę pługiem śnieżnym, kilka razy w tygodniu będę gadać do radia (i mi to zupełnie spowszednieje), niemalże codziennie będę dzwonić do obcych ludzi i prosić o najdziwniejsze rzeczy, zdam egzamin na urzędnika, będę chodzić po dnie stawu w ogrodzie saskim (i kilku innych), będę wdawać się w niezobowiązujące rozmowy z masą przypadkowo spotkanych osób, na legalu będę wchodzić na środkowe pasy zieleni najruchliwszych ulic i dorobię się własnej odblaskowej kamizelki.</div>
<div style="text-align: justify;">
i wielu innych.</div>
<div style="text-align: justify;">
a to dopiero pół roku.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
i po raz tysięczny fortuna, co to daje prezenty. <i>not according to the book</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
(dochodzę do wniosku, że wraz z <i>curiouser and curiouser</i> to moje życiowe motto).</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-64829180238022010152016-09-13T18:06:00.000+02:002016-09-13T18:06:03.546+02:00znowu to zrobiłam<div style="text-align: justify;">
ostatnio często bywam w miejscach, gdzie spotykałam śniących mi się mężczyzn. ten kwadracik ulic jest tak mocno wyryty w mojej głowie, że bezwiednie kieruję tam kroki, nadrabiam te dwie czy trzy przecznice i nagle się okazuje, że jestem właśnie tam. szczególnie teraz, gdy niskie słońce zaczęło wyglądać jak światło z moich sennych majaków.</div>
<div style="text-align: justify;">
zawsze przy takim powrocie na miejsce zbrodni, wycieczce na skraju mojej wewnętrznej legalności, czuję w brzuchu ekscytację i strach. bo co będzie, jeśli któregoś z nich spotkam rzeczywiście (na co nie zapowiada się nigdy), a będę akurat z grzywką za długą, do połowy oka? albo w piżamie, w której zazwyczaj przemykam szybko do masażysty i z powrotem? albo będę jeść jagodziankę i mieć na nosie fiolet z lukrem?</div>
<div style="text-align: justify;">
gdy dociera do mnie absurd tej sytuacji, sama siebie besztam, sama sobie w ukryciu przed sobą uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
i wracam.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-48630578631016165542016-08-05T22:20:00.003+02:002016-08-05T22:20:58.232+02:00pierwszy sierpniowychłodne wieczory i poranki. do tego sierpniowe światło i już - to jest ten wycinek czasu, w którym mogłabym być zawsze. bursztyn w zimnej wodzie, tak mi się to kiczowato kojarzy, ale wybaczcie, ostatnio nie czytam zbyt dobrej literatury.<br />
<br />
trochę więcej piszę, ale o takich rzeczach, o jakich nie chcecie wiedzieć. oprócz kilometrów przebiegniętych po parkach stawiam dużo pieczątek, mocuję się ze zbyt mocno wkręconymi śrubkami i podsłuchuję komplementy na temat perspektywy w zdjęciach. miłe, bo to moje zdjęcia, a właśnie niemalże wytapetowałam nimi jeden z miejskich urzędów.<br />
<br />
najśmieszniejsze jest to, że jak zdam jeden parszywy egzamin, przeczołgam się przez to poniżenie wypytywania przez komisję i dyskomfort spoconych rąk, to być może zostanę oficjalnym urzędnikiem (w skrócie 'o-fuu...'). to jak to było z tą fortuną i prezentami...?le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-31248304268235185162016-07-09T21:00:00.002+02:002016-07-09T21:02:54.492+02:00lato w mieście 2lipcowa melancholia jest już tak przewidywalna, że niemal witam ją z otwartymi ramionami.<br />
zapach nagrzanej w słońcu szałwii, to jest to, o czym chciałabym wam pisać, słońce przebijające się przez liście i twarde pazurki wiewiórek. bycie w lecie dozorcą parku niesie za sobą tyle dobra, o którym nie ma się pojęcia, choć jest tak blisko. i wiem, że to straszne banały, ale to, że mogę w każdej chwili zrzucić buty i przedreptać się boso po świeżo podlanej trawie, a wszystko to w ramach zarabiania na życie, naprawdę bardzo porusza mi coś tam w środku.<br />
<br />le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-5226033939316492082016-06-11T21:23:00.002+02:002016-06-11T21:26:40.716+02:00lato w mieście, vol. 1<div style="text-align: justify;">
dużo zieleni, duszący zapach dziwnych kwiatów i krążąca nisko deszczowa chmura. mam wrażenie, że to wszystko już się kiedyś zdarzyło, ale brakuje mi nietoperzowej spódnicy i tej trzepoczącej nerwowości, tak charakterystycznej dla tamtego czasu. roztrącam czubkiem buta kamyki na parkowej ścieżce (podłoże mineralne przyjazne środowisku, przepuszcza wodę i jest odporne na warunki atmosferyczne), a wszystko zamiast się rozmywać, jest aż przerażająco twarde i wyraźne. rytmiczne szuranie krokami, napierająca jaskrawa zieleń i groźba burzy działa nieco przytłaczająco, trochę jak sen, w którym za chwilę coś ma się wydarzyć. ciężka torba, w głowie echo trudnych rozmów, idę z próbą niemyślenia o niczym, i wtem:<br />
ktoś kąpie psa w fontannie. no nie zdzierżę, ktoś bezmyślnie kąpie psa w fontannie.<br />
<br />
a tam przecież obieg zamknięty, nie wiadomo, co w tej wodzie jest, a raczej wiadomo, chemii tyle i jeszcze trochę, żeby woda nie zakwitła gdzieś pomiędzy rurą a wystrzałem w powietrze. i ktoś w tym niewiadomoczym, w tej chemii, kąpie psa, pies bryka, pije tę wodę i w ogóle straszność. a poza tym, to kłaki kudłacza zaraz zapchają filtry fontannowe, wszystko się zapcha, będzie awaria, będzie śmierdzieć, będą naprawy. a ktoś na oko dwa razy większy ode mnie kąpie sobie psa w fontannie, tak po prostu.<br />
<br />
prycham pogardliwie i nagle uświadamiam sobie, że przecież nigdy nie pomyślałabym, że zostanę w jakimś sensie dozorcą parku (kontekst znaczący: patrz włóczykij w muminkowym lecie), że interesować mnie będą płotki odgradzające trawniki i to, na jaki kolor maluje się ławki. i tysiące, tysiące kwiatów. i jeszcze glediczja, ta paskuda, co jak się raz o niej dowiedziałam, to pozostanie mi w mózgu już chyba na zawsze.<br />
<br />
i przez to wszystko typ z psem zdążył się ulotnić. ale proszę, do jasnej cholery, nie wpadajcie na takie pomysły. w fontannie, no też coś.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-50155671548819503632016-05-06T21:28:00.000+02:002016-05-06T21:28:38.350+02:00podinspektor len.<div style="text-align: justify;">
otóż - wyszło. a raczej ja wyszłam do ludzi i do świata, i zupełnie przez przypadek doszłam do siebie. niespodzianka!</div>
<div style="text-align: justify;">
pomimo okularów słonecznych na pół twarzy strasznie mrużą mi się oczy, tysiące piegów w standardzie i za długa grzywka. gdy taszczę fotograficzną torbę na jednym ramieniu, a swój niezbędny ekwipunek na drugim, podobno wyglądam jak turystka. może to prawda, bo zwiedzam miasto zupełnie na nowo i uśmiecham się promiennie do ludzi. a na przyszłe tygodnie planuję również słomkowy kapelusz.</div>
<div style="text-align: justify;">
z drugiej strony - cały czas mam wrażenie, że za chwilę coś zrobię źle. są momenty, kiedy rzeczywiście co chwilę robię coś źle. czasem trochę się buntuję, ale najogólniej, to bardzo się cieszę.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-55077318437867960792016-04-14T12:53:00.001+02:002016-04-14T14:05:18.574+02:00komu w drogę<div style="text-align: justify;">
tak w ogóle, to się udało. nie wiem, czy to dobrze, czy źle, bo znowu pakuję się w coś, co można banalnie porównać do skoku na oślep, z głową w dół. i z lękiem wysokości.</div>
<div style="text-align: justify;">
i wiem, że teraz znów wszystko będzie inaczej, a - rosnąca wraz z wiekiem - paszczakowata część mojej duszy bardzo nie lubi takich nagłych wielkich zmian. i że na pewno nie będzie świętego spokoju [dzika panika mode on], że zanim wrócimy do jakiejkolwiek rutyny, to minie mnóstwo czasu i takie tam. i chociaż tłumaczę sobie, że przygoda! nowości! wysiłek intelektualny i ruszenie się z kanapy, to jednak trochę bleh. znaczy się kryzys wieku, czy typowe lenistwo..?</div><div style="text-align: justify;">teraz przez chwilę tymczasowość, start w poniedziałek, kciuki standardowe przydadzą się jak zawsze.</div><div style="text-align: justify;"><br></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-54409222503489609002016-04-07T17:19:00.001+02:002016-04-07T17:19:23.947+02:00tak na szybko<div style="text-align: justify;">
uprasza się o usilne trzymanie kciuków, ponieważ jutro bladym świtem będzie się decydować kolejne znaczące<i> bum</i> w życiu leńskim. jeśli się uda, to w pojedynku <i>życie bez zdarzeń</i> kontra <i>rozwalam ład</i> na najbliższy czas zdecydowanie wygra to drugie.</div>
<div style="text-align: justify;">
panika!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-30426230400264992672016-03-09T13:05:00.000+01:002016-03-09T13:05:33.780+01:00słabocha<div style="text-align: justify;">
<i>wiosna jasna jak cholera</i></div>
<div style="text-align: justify;">
czuję się w obowiązku was o tym powiadomić, ja, len, wasz kulejący bloger pogodynkowo-kalendarzowy. i jeszcze standardowy dodatek meteopatologiczny - mogą pojawiać się bóle głowy spowodowane światłem, świstem i światem, zmęczenie, mrużenie oczu, niemożność wszystkiego i egzystencjalne fuj. tyle ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>działa na mnie</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>katrupiąco</i></div>
<div style="text-align: justify;">
tyle miron.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>wiosną we mnie dmuchło</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>na zdechło</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
(po prostu kocham faceta. mimo że trup.)<i> </i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-45745876312240509632016-02-08T13:16:00.000+01:002016-02-08T13:16:04.571+01:00srogi<div style="text-align: justify;">
wydawało mi się, że co roku piszę notkę lutową o tytule 'srogi', jednak jak przejrzałam archiwa, to okazało się, że jednak nie. że pisałam je jeszcze w innym życiu, a w tym obecnym tylko co roku sobie taką notkę obmyślam i podrzucam w głowie, aż w końcu prawdopodobnie robi się marzec i jest po wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
i przeczytałam te lute dawne. i znów tak bardzo zalało mnie morze wspomnień, że się w nim utopiłam (<i>mel-alko-lija</i>, pisałam kiedyś, może to jest jakieś rozwiązanie, tak bardzo dawno nie piłam do skutku, abstynencje z tysiąca powodów zepsuły mnie zupełnie). i po raz kolejny myślę, jak bardzo powinnam mieć zakazane taplanie się w sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
bo luty to taki trochę szczególny miesiąc. bo bardzo go nie lubię, bo ciemno, bo zimno, bo mróz, bo bezsens istnienia i straszliwe noce. z drugiej strony właśnie na luty (i nie, absolutnie nie ze względu na wszelakie <i>święta</i>) przypadają różne wydarzenia w archiwach moich emocji. bo były lute dziwne, szalone, zimne, rozpaczliwe i zdumiewające. i co roku drżę przed tym lutym, przypisuję mu jakieś tajemnicze i symboliczne znaczenia, wyolbrzymiam co się da resztkami wyobraźni i czekam na to coś, co się wydarzy. zazwyczaj nie wydarza się nic szczególnego, ale, jak już bardzo dobrze wiem, to właśnie z takich <i>nicszczególnych</i> rozwijają się potem kłębki nieprawdopodobnych historii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
więc znów luty. len wciąż w miarę bezpiecznie zagrzebana w ściółce i kocach, nie wystawia nosa na zewnątrz bez palącej potrzeby. nawet dzieć oddelegowuję na spacery z innymi. na każdą myśl o zmianie tej sytuacji całe moje ciało protestuje i to, że napisałam sobie na nowo stare cv, odchorowywałam przez trzy dni. emocje mam kruche i splątane, i nie wiadomo, czy to hormony, depresja czy magia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
za archiwów dowiedziałam się, że dawno temu, w innej poplątanej lutowej sytuacji przeczytałam <i>postrzyżyny</i> i trochę mi pomogły. i może przeczytam je jeszcze raz. a jak pomogą, to hrabala ustanowię osobistym terapeutą.</div>
<div style="text-align: justify;">
[i wciąż <i>czeski film</i>. tak już chyba musi być. stay tuned.]</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-62618486618715725272016-01-20T21:46:00.000+01:002016-01-20T21:46:06.371+01:00len o nicości<div style="text-align: justify;">
zima to standardowy czas myślenia o złu, wszechświecie i nicości (nieco skostniałego, ze względu na miłościwie nam panujące temperatury) oraz tych wszystkich pytaniach, na które odpowiedź od dawna brzmi czterdzieści dwa. im więcej czytam o czasie, przestrzeni, atomach i reakcjach chemicznych oraz tym, co może nas zmieść z powierzchni, tym bardziej kłuje mnie przerażenie. nie mogłabym zajmować się fizyką, natychmiast zwariowałabym (również w tym takim ściśle medycznym znaczeniu) z poczucia bycia pyłkiem. równoległe światy, reinkarnacja i niebo z piekłem to urocze koncepty, ale umówmy się - wystarczy przewrócić się na schodach i wyrżnąć głową w poręcz, a potem nie ma już nic. za każdym razem, gdy to sobie uświadamiam, zapadam się w sobie bardzo głęboko. i w końcu dochodzę do wniosku, że czterdzieści dwa to wcale nie jest zła odpowiedź.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-24444030265028891102016-01-01T00:22:00.000+01:002016-01-01T00:56:22.677+01:00koncert noworoczny<div style="text-align: justify;">
koncert noworoczny, ten z wiednia. zawsze oglądamy, nieważne, jak przebiegała sylwestrowa impreza. i nieważne, że umpapa, że złotość i kwiecistość i ten marsz na bis na wieki wieków. zawsze, jeszcze od czasów niemieszkania razem, a potem, to już zupełnie obowiązkowo. to daje jakąś taką pewność, że jest dobrze, że tamten rok się skończył, a ten już zaczął, i chociażby nie wiem co, to jest umpapa, dyrygent i to poczucie odświętności, chociaż my zazwyczaj z herbatą, w kocu. i, o zgrozo, w dresie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
kiedyś, chociaż nie tak bardzo dawno temu, ale jeszcze w trochę innym życiu, m. grał koncert w tej złotej sali. wtedy dziko i spontanicznie z pewną częścią rodziny postanowiliśmy pojechać i go posłuchać, ktoś samochodem, m. z orkiestrą wcześniej, ja samotnie pociągiem później (i to wtedy spotkałam kierowcę tirów zbierającego szklane kule i specjalistę od wiśniowej tapicerki z samochodu marylin m.). punktem spotkania była knajpa nad rzeką, jak już w końcu tam dotarłam po rozmowach z biletomatami, to czekał na mnie nawet sznycel wielkości obiadowego talerza. potem dopadł mnie dziwaczny stary pensjonat żywcem wyjęty z powieści (nadal ilustruje mi sny i książkowe wyobrażenia), jazda metrem w wieczorowej kreacji i bieg na szpilkach. w końcu sam koncert, podczas którego okazało się, że siedzenia strasznie trzeszczą, na balkon prowadzą schody jak do baszty, podłoga zadeptana jest na amen, a złoto łuszczy się i odpada niczym jakiś pyłek podstarzałych wróżek. ale mimo wszystko magia szalonej podróży i dziwności trwała. doprowadziła nas do mieszkania w hotelu, który firmowałam własnym imieniem (+ twarzą na witającym przyjezdnych bannerze), i do tych słynnych woskowych wnętrzności, marcepanowego sushi oraz innych wunderbarów w trzydziestostopniowym upale.</div><div style="text-align: justify;"><br></div><div style="text-align: justify;">i od tamtej pory zawsze koncert noworoczny to też okazja do jednak wciąż zaskakujących wspomnień z wiedeńskiej gorączki, uśmiechu i życzenia sobie jeszcze wielu takich przygód.</div><div style="text-align: justify;"><br></div><div style="text-align: justify;">i na ten nowy rok, wystukując ten post na ekranie telefonu, z dzieć śpiąca mi nogami na ramieniu, właśnie takich przygód wam życzę. a koncertu posłuchajcie koniecznie! :)</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-24894230532565996892015-12-02T17:56:00.001+01:002015-12-02T17:56:38.217+01:00ekspresowy grudniowy<div dir="ltr">
mam pomysły, od których boli mnie głowa.</div>
<div dir="ltr">
<br /></div>
<div dir="ltr">
a tak w ogóle, to o bogowie, nareszcie grudzień! pomarańczowo-cynamonowe świeczki, z których nie trzeba się tłumaczyć, herbata na litry i harry potter do poduszki. cała jestem ze spalonego lata, jesień mam w głowie i we włosach, ale jeśli już muszę wybrać coś z tej podłej i ciemnej połowy roku, to grudzień jest właśnie tym chrupiącym korzennym ciasteczkiem.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-12013955735770487622015-11-07T13:09:00.000+01:002015-11-07T13:09:01.945+01:00listopad<div style="text-align: justify;">
gdy budzę się w listopadzie, mam wrażenie, jakby świat był przykryty kloszem z dymnego szkła. otumaniona warstwą już zimowej senności słyszę przytłumione dźwięki, patrzę zza zakurzonej firanki i wszystko rozmywa mi się jak przy rzuceniu kamyka w kałużę. to jest ten czas, w którym bardzo cieszę się z usprawiedliwionej nieobecności na zimnie i zewnętrzu, i nawet kolejno przepalające się żarówki nie są w stanie skłonić mnie do rezygnacji z wygodnego domowego zapętlenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
ostatnio znów zaczęłam trochę brodzić z muzyce, na razie tak tylko po kostki. wciąż nie jestem w pełni przekonana do zupełnego powrotu, więc tylko skubię te brzegi listków i ciastek, zabieram dla siebie ogonki i okruszki, i próbuję coś sobie z tego poukładać. m. patrzy trochę z niedowierzaniem, a trochę, zdaje mi się, z lekkim niepokojem, że zaczynam się zapuszczać w tereny, na które dotychczas miał monopol. postanowiłam jednak, że nie dam się przepłoszyć, w końcu on jest <i>tylko</i> te dziesięć lat przede mną. a, jak wiadomo, muzyka to jest coś, co też mi zawsze w głowie szumi, i warto w końcu trochę się tym szumem zainteresować, skoro zignorować się nie udało. dobre myśli wskazane.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-64403646768797904082015-10-18T20:34:00.000+02:002015-10-18T20:34:00.803+02:00pełno w głowie<div style="text-align: justify;">
nie sądziłam, że tak to działa.</div>
<div style="text-align: justify;">
co prawda wiem o efekcie motyla, o małych kamyczkach powodujących lawinę i tak dalej, ale nigdy nie przypuszczałabym, że wydarzenia mogą pleść się w tak przedziwny sposób i tak niesamowicie się o siebie zazębiać, wynikać z siebie i kierować prywatne wszechświaty na zupełnie inne tory.</div>
<div style="text-align: justify;">
pamiętam, jak podczas wielu rozmów z wami dowiadywałam się o sytuacjach, które były tak dziwne, że aż trudno myślało się o nich w kategorii realnego życia. o przeróżnych zbiegach okoliczności, których nikt nie mógłby wymyślić i o tym, że jednak <i>niektóre rzeczy dzieją się naprawdę</i>. i teraz jeszcze szerzej otwieram oczy i wiem, że tak, dzieją się. i - zerkając przez ramię w moje własne historie - w sumie wcale nie powinnam się temu dziwić.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-41188937397192390242015-10-10T12:51:00.000+02:002015-10-10T12:51:53.283+02:00dzbanuszek do zaparzania słów<div style="text-align: justify;">
stłukł mi się dość dawno. w obliczu tego, że ostatnio rzeczy wypadają mi z rąk, jakby były przynajmniej liśćmi jesiennymi, a nie porcelaną (w zeszłym miesiącu dwie pokrywki i dwa talerze, w międzyczasie poczucie jakiegokolwiek celu), na początku nawet nie zauważyłam. ale jednak czasem odzywa się jego brak, tym bardziej teraz - kosmos jesienny i te sprawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
nie wiem, jakie senty-męty mną powodowały, ale zajrzałam w miejsce dawnego pisania. dziesięcioletnie wino ze słów, które pofermentowało sobie w spokoju jeszcze trzy kolejne lata. nic dziwnego, że natychmiastowo uderza do głowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
tymczasem tutaj - nie wino, a słaba herbata. w dodatku ekspresowa, bo - patrz tytuł. nic dobrego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
cały czas kłębi mi się w głowie - raz z tyłu, czasem bardziej z przodu - myśl, by zanurzyć się znów w słowach tak na dobre. wiem, cały czas tutaj popiskuję gdzieś pomiędzy wierszami o podobnych zamiarach, albo zamiarach zamiarów - ale chyba nadszedł ten czas, żeby rzeczywiście przestawić myślenie z 'może' na 'tak'. bo inaczej znów zagrzebię się w leśnej ściółce koców, szarych poranków, szronu na szybach i zimowego snu aż do wiosny. a wiosna może przyjść w maju (+ zawsze te myśli w lutym, że nie nadejdzie już nigdy).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />ostatnio, jak tylko trafia mi się dłuższa rozmowa, to w chmurce tematów zawsze można wyczuć delikatny posmak właśnie tego. słowa czekają w zacienionych miejscach, w zzazakrętach, łypią ciekawsko ze sklepowych witryn i gałęzi drzew. a ja w końcu zacznę wyciągać po nie ręce, patrzeć im w oczy i karmić okruszkami. właśnie dzisiaj.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-60307644148755586562015-10-08T13:04:00.000+02:002015-10-08T13:04:19.372+02:00o ruszaniu z miejsca<div style="text-align: justify;">
rytmika (ta dziwna działalność, którą mam wpisaną w dyplom, a która kojarzy się wszystkim z przedszkolnym chodzeniem w kółko z piosenką o kredkach). ruszamy z miejsca zawsze prawą nogą, i to nie ze stania zupełnie prosto, a z <i>nogi przygotowanej</i>, dotykającej podłogi jedynie czubkiem dużego palca gdzieś tak pół kroku z tyłu. zaczynamy, a niby kontynuacja jakiegoś wcześniejszego biegania na palcach, niczym elfy po rosie porannej (oraz, zazwyczaj, po kilku godzinach zajęć, z perspektywą na kolejne. zajęcia i godziny).</div>
<div style="text-align: justify;">
wojsko (polskie, konkretniej, co z innym, to nie wiem). ruszamy ze stania na baczność, zawsze lewą nogą. nawet takie pytanie padło w niedawnym telewizyjnym wojskowym teście (i wiedziałam!).</div>
<div style="text-align: justify;">
zazwyczaj to, że te dwa sposoby ruszania z miejsca nieco różnią się od siebie, nikomu nie wadzi. gorzej, jak dobierze się osoba indoktrynowana rytmicznie (wtedy już od lat trzech czy czterech) oraz osoba indoktrynowana wojskowo (odkąd nauczyła się chodzić). przyzwyczajenie drugą naturą. po przełomowej decyzji o chodzeniu w tandemie nagle wspólny start okazuje się problematyczny. oczywiście zawsze chce się dostosować do tego drugiego współchodzacza, co skutkuje kolejną konfuzją, bo albo oboje wpadamy na ten pomysł i startujemy sposobami odwrotnymi, albo, przy ruszaniu z zaskoczenia, każdego dopada jego sposób wgrany w ciało. i nijak się nie daje.</div>
<div style="text-align: justify;">
w końcu doszliśmy do wniosku, że i tak chodzimy rytmem dwa kroki na trzy (dla rytmiczki i perkusisty do zgrania - banał), albo trzy na cztery (przy chodzeniu też banał, on wyklaszcze i wytupie bez problemu, mnie nigdy wyjść nie chciało) i nie ma sensu zawracać sobie głowy wspólnymi startami i dostosowywaniem kroków, które dla jednego będą za długie, a dla drugiego za krótkie. i w zasadzie od samego początku chodzimy, chociaż razem, to zupełnie niezależnie. każdy w swoim rytmie.</div>
<div style="text-align: justify;">
i nie wiem, czy to widać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-68575630373691747522015-09-19T22:01:00.000+02:002015-09-19T22:04:33.378+02:00siedemnastu lat już nie będzie.<div style="text-align: justify;">
jak zdarzy się, że sen zdzieli mnie przez łeb obuchem nastoletnich wspomnień, to mam przeogromną ochotę zapakować cały tamten czas w pudło, szczelnie okleić i opisać 'nie dotykać'. nawet długim patykiem. bo może to nie były czasy złe ani jakoś specjalnie traumatyczne, na pewno zdarzyło się tam wiele z tego, dzięki czemu jestem jaka jestem teraz, ale litości i bogowie, już zupełnie nie chcę mieć z tym nic a nic do czynienia. i wcale nie tęsknię, a wręcz wzdrygam się na myśl coraz bardziej. i już absolutnie nie chcę mieć znowu tych cholernych siedemnastu lat.</div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2921094094497788599.post-72656931809788021432015-08-24T14:26:00.000+02:002015-08-24T14:26:54.130+02:00wiadomo co.<div style="text-align: justify;">
znowu nadchodzi właśnie ta pora roku. nawet pomimo pogodowego terroryzmu, który skutecznie bunkruje mnie w mieszkaniu, czuję ją każdym możliwym zmysłem. w przeciągach ją czuję, w kolorze światła na ścianie, w pasującej mi muzyce i w chęciach na dobrze przyprawione jedzenie. jestem cała ze spalonego lata, powtarzałam to już tysiąc razy i nadal będę. leśność. wiatr w grzywce.</div>
<div style="text-align: justify;">
i jak zawsze o tej porze włącza mi się szaleństwo, nieco inne gatunkowo niż to wiosenne, ale nie wiem, czy nie bardziej odczuwalne w kościach. zaczyna mi się chcieć, ale zawsze chcieć nie to, co muszę, tylko to, co mi się błąka gdzieś po snach i czego nigdy nie potrafię, nie mogę, nie powinnam. zdjęcia. pisanie. pianino. podróże gdzieś daleko. opowieści. ogniska. zrobić coś ze swoim życiem w końcu.</div>
<div style="text-align: justify;">
tymczasem siedzę. na miejscu, na kanapie, na podłodze. przed komputerem, w okularach. w cyferkach dłubię, zabieram telefon przed dekonstrukcyjnymi zapędami dzieć. udaję pieska, kotek sam się udaje. słucham upiornego remontu za oknem, kolejny miesiąc. kocyk zabiera kot, herbatę wylewa dzieć, a ja potykam się o nuty, buty podkute szanownego współmałżonka i kolorowe kubeczki, kółka, piłki i klocki.</div>
<div style="text-align: justify;">
i tak. i tylko trochę smutno.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
le.http://www.blogger.com/profile/05942895977367656225noreply@blogger.com1