sobota, 1 czerwca 2013

lendon calling (+ radość!)

jeśli wszystko dobrze pójdzie, a blogspot raczy ten wpis planowo opublikować, to w momencie, w którym to czytacie, ja będę już hasać po londynie.
mam niejasne wrażenie, że czuć się będę jak m. w wielkich zagranicznych sklepach z płytami (lub po prostu jak len w bibliotece), gdzie chciałoby się wszystko i nie wiadomo, na co się zdecydować. na pewno obiegnę wszystkie wielkie i wiekowe zabytki, co przez lekcje angielskiego i brytyjskie filmy wyglądają już bardziej niż znajomo. na pewno też pośledzę miejsca związane z wszelakimi wcieleniami sh (bo przecież po to tam głównie jadę ;), nie zapomnę też o hp i innych im podobnych. czasu nie będzie za dużo, ale postaram się nawchłaniać w siebie londyńskości ile się tylko da - nie wiem, kiedy następnym razem mój dziki pomysł wyjazdu, rodzący się w głowie o 10 rano, przekazany m. smsem o 10:30, o 21:30 stanie się już faktem potwierdzonym transakcjami i wydrukami...
*
mam w głowie ogromny mętlik i jeszcze większą euforię - endorfiny, dopamina i inne radosne dopalacze gotują się we mnie już cały maj, a w ostatnich dniach mam wrażenie, jakby wręcz kipiały i usiłowały wydostać się na zewnątrz. unoszę się trochę ponad chodnikami, mam mnóstwo świetnych książek do przeczytania, rozpiera mnie energia, a w tym wszystkim lęgną się szalone pomysły (skutkujące nawet grzebaniem w starych pracach rocznych z helpu, ale o tym sza ;). z tej perspektywy widzę, jak strasznie beznadziejne było ostatnie półtora roku, zaklęte w setkach pastylek, igieł i spojrzeń sponad lekarskich okularów. żeby nie było - nie jest idealnie, a moje w końcu jako tako zidentyfikowane przypadłości są już absolutnie nieuleczalne i dożywotnie. ale wiadomość o tym jakby przełączyła mi coś w psychice i okazuje się, że bezproblemowo mogę z tym wszystkim żyć - a i ciało nagle przestało płatać paraliżujące figle i potrafię bez zająknięcia funkcjonować tylko z jedną pastylką dziennie. zatem - niech trwa!

oraz: nieco zapętlone w czasie pozdrowienia z londynu (choć tak naprawdę, to jeszcze znad jeziora. ale jeśli weźmiemy pod uwagę teorię napotkania po drodze niebieskiej budki telefonicznej, to wszystko powinno się w miarę zgodzić ;)

1 komentarz:

  1. :]]] miłego Londynu! (podobno jutro w L. ma być Angelina! Jak ją spotkacie, to uprowadźcie! serio!)

    OdpowiedzUsuń