poniedziałek, 9 września 2013

są takie średnie miasta

kilka dziwnych dni w kliku niedużych miastach, praktycznie identycznych, mijanych po kolei wzdłuż każdej z tras. rynek z kościołem i pomnikiem papieża bądź marszałka, parterowe domy - w czasach świetności kolorowe, w gorszych czasach brudnoszare, w naszych - urągające pojęciu architektury. czasem dom kultury, mały supermarket na wjeździe, stacja benzynowa na wyjeździe. albo odwrotnie.
nadto wymalowane kobiety, nieco wymięci mężczyźni, grube i głośne dzieci. chłopaki z papierosami zgromadzeni wokół samochodów, przyglądające im się nieco z ukosa i z dystansu dziewczyny. wszystko i wszyscy jako idealne ucieleśnienie stereotypów, w które nadal nie chce mi się wierzyć.

i dużo, dużo myślenia, czy oglądane codziennie od dziecka budynki i twarze w jakikolwiek sposób determinują to, co dalej? a jeśli tak, to jak bardzo? len jest od zawsze z ogromnego miasta, chociaż bardziej w klimacie ocalałych przedwojennych przedmieść i podlasów. teraz w samym środku, i choć nad jeziorem, to jednak wielkomiejskość zewsząd, wielkomiejskością się oddycha. i dobrze z tym.
kim byłaby len z małego miasteczka?

a na obrazku miasteczko z lekka weselsze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz