sobota, 10 października 2015

dzbanuszek do zaparzania słów

stłukł mi się dość dawno. w obliczu tego, że ostatnio rzeczy wypadają mi z rąk, jakby były przynajmniej liśćmi jesiennymi, a nie porcelaną (w zeszłym miesiącu dwie pokrywki i dwa talerze, w międzyczasie poczucie jakiegokolwiek celu), na początku nawet nie zauważyłam. ale jednak czasem odzywa się jego brak, tym bardziej teraz - kosmos jesienny i te sprawy.
nie wiem, jakie senty-męty mną powodowały, ale zajrzałam w miejsce dawnego pisania. dziesięcioletnie wino ze słów, które pofermentowało sobie w spokoju jeszcze trzy kolejne lata. nic dziwnego, że natychmiastowo uderza do głowy.
tymczasem tutaj - nie wino, a słaba herbata. w dodatku ekspresowa, bo - patrz tytuł. nic dobrego.

cały czas kłębi mi się w głowie - raz z tyłu, czasem bardziej z przodu - myśl, by zanurzyć się znów w słowach tak na dobre. wiem, cały czas tutaj popiskuję gdzieś pomiędzy wierszami o podobnych zamiarach, albo zamiarach zamiarów - ale chyba nadszedł ten czas, żeby rzeczywiście przestawić myślenie z 'może' na 'tak'. bo inaczej znów zagrzebię się w leśnej ściółce koców, szarych poranków, szronu na szybach i zimowego snu aż do wiosny. a wiosna może przyjść w maju (+ zawsze te myśli w lutym, że nie nadejdzie już nigdy).

ostatnio, jak tylko trafia mi się dłuższa rozmowa, to w chmurce tematów zawsze można wyczuć delikatny posmak właśnie tego. słowa czekają w zacienionych miejscach, w zzazakrętach, łypią ciekawsko ze sklepowych witryn i gałęzi drzew. a ja w końcu zacznę wyciągać po nie ręce, patrzeć im w oczy i karmić okruszkami. właśnie dzisiaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz