czwartek, 30 kwietnia 2015

zbyt rzadko się przeciągam, tak myślę.

coraz więcej gadam do siebie. to znaczy teoretycznie do dzieć, a ona nawet zaczyna odpowiadać (i szeroko opowiadać) w tym swoim mandaryńskim uproszczonym, niemniej - nadal trudno mówić mi do niej inaczej niż do kota. zatem to, co gadam, jest jednak do siebie.
cośtam w głowie mówi, że w takim razie lepiej pisać, a cośtam innego powiedziało, że przecież blog. ach, no tak, zdążyłam zapomnieć. serio serio, nadal jak trafi mi się noc z siedmioma godzinami snu, to te siedem godzin będzie miało przynajmniej dziesięć przerw, więc czasem trochę mi się rzeczywistość plącze, świat, ludzie, cała reszta. tymczasem trauma powrotu do pracy coraz bardziej daje o sobie znać i w końcu wypadałoby jednak wrócić do językowej sprawności, jakkolwiek to nie zabrzmi. i czas przestać usprawiedliwiać słów niepotraf odpieluszkowym zapaleniem mózgu, bo chociaż dzieć wcale nie jest mniej wymagająca niż ten już-prawie-rok temu, to jednak oczekiwania świata wobec lenka zdecydowanie wzrosły.
tymczasem znów śni mi się polon z całym dobrodziejstwem inwentarza i dochodzę do wniosku, że przecież raczej nie powiedziałabym, że to był najfajniejszy czas tak w ogóle. a zaczynam tak myśleć. i nie wiem, czy przez sny, czy przez czasowe oddalenie, czy po prostu tak było, o.

2 komentarze: