sobota, 7 listopada 2015

listopad

gdy budzę się w listopadzie, mam wrażenie, jakby świat był przykryty kloszem z dymnego szkła. otumaniona warstwą już zimowej senności słyszę przytłumione dźwięki, patrzę zza zakurzonej firanki i wszystko rozmywa mi się jak przy rzuceniu kamyka w kałużę. to jest ten czas, w którym bardzo cieszę się z usprawiedliwionej nieobecności na zimnie i zewnętrzu, i nawet kolejno przepalające się żarówki nie są w stanie skłonić mnie do rezygnacji z wygodnego domowego zapętlenia.
*
ostatnio znów zaczęłam trochę brodzić z muzyce, na razie tak tylko po kostki. wciąż nie jestem w pełni przekonana do zupełnego powrotu, więc tylko skubię te brzegi listków i ciastek, zabieram dla siebie ogonki i okruszki, i próbuję coś sobie z tego poukładać. m. patrzy trochę z niedowierzaniem, a trochę, zdaje mi się, z lekkim niepokojem, że zaczynam się zapuszczać w tereny, na które dotychczas miał monopol. postanowiłam jednak, że nie dam się przepłoszyć, w końcu on jest tylko te dziesięć lat przede mną. a, jak wiadomo, muzyka to jest coś, co też mi zawsze w głowie szumi, i warto w końcu trochę się tym szumem zainteresować, skoro zignorować się nie udało. dobre myśli wskazane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz