czwartek, 26 lutego 2015

bo kocham cię najbardziej, gdy analizujesz fugi

minęło dziesięć lat, ale mnie nic nie minęło. nadal kurczę się w sobie, gdy go nie ma, nieważne, czy chodzi o kilka godzin, dni, tygodni, czy - jak ostatnio - miesięcy. z drżeniem rąk zapalam codziennie tę drugą nocną lampkę, ze ściśniętym gardłem chronię przed zachlapaniem ten drugi ręcznik (który, choć nieużywany, zmieniam z identyczną częstotliwością jak swój). panicznie boję się naruszyć domową równowagę, nie chowam mu szczoteczki do zębów (nawet ze świadomością, że się kurzy. ale ostatnio i tak wymieniłam obydwie), a jak kiedyś teściowa wstawiła do szafki jego codzienny kubek, to zareagowałam niemal histerią.
bo wszystko musi być tak, jak było, wszystko w liczbie podwójnej, siódmy czy dziesiąty zmysł zapiera się rękami i nogami przed przekraczaniem tej strasznie kruchej granicy, po której już tylko myśl o nieodwracalności, myśl najgorsza, a jednocześnie najbardziej prześladująca w snach.
takie jest, chłopcy, takie jest piekło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz