niedziela, 22 marca 2015

wiośnie

przedwiośnie, motyla noga - choć już teoretycznie wiosna, co dała znać o sobie porankiem ze śniegiem i bólem stawów. zatem - przedwiośnie, przesilenie, przemęczenie, przewszystko. trzy, cztery, sześć, osiem nieprzespanych nocy - i to tak naprawdę nieprzespanych, nie retorycznie - w tym kilka z nie dość, że jęczącym, to jeszcze i gorączkującym dzieckiem. oraz nieprzespane noce ze śpiącym dzieckiem, a za to pobudzonym kotem uparcie nawalającym w drzwi z szybą i lustra szaf, żebym przypadkiem nie spróbowała pospać (pierwszy raz od mniej więcej roku) dłużej niż trzy godziny ciągiem - bo jeszcze się przyzwyczaję do dobrego i co wtedy. marzec jego mać.
noce, podczas których stwierdzam, że samotne rodzicowanie to jest coś zdecydowanie ponad moje siły, ale poza stwierdzeniem mogę ewentualnie tylko zacisnąć zęby, potrzeć alergicznie łzawiące oko i po raz sześćdziesiąty zresetować dziecia (przez podniesienie, przytulenie i położenie z powrotem). i mieć nadzieję, że się za moment nie rozkwęka. i nie obudzi kota.
tymczasem dzieć prezentuje uroczą, nadal bezzębną, za to solidnie zakropkowaną buzię i świetnie nadaaje się do zilustrowania leksykonu chorób wieku dziecięcego. a do mnie dzwoni lekarz, żebym do niego już-teraz-zaraz-natychmiast, bo wyniki badań mówią, że jednak cienki lenek cienki i trzeba działać, bo będzie źle. bardzo źle.

i podobno za dwa miesiące powinnam już być w pracy.